czwartek, 14 maja 2015

Avengers: Cas Ulrona: Recenzja

W roku 2015 fani amerykańskich superprodukcji nie mogą być zawiedzeni. Świat według hollywódzkich twórców stanie w obliczu zagłady co najmniej kilkakrotnie a chronić go będą coraz dziwniejsze indywidua. Wybuchów i katastrof na wielką skalę jest w ogóle ostatnio w kinach co niemiara ,dlatego scenarzyści muszą wymyślać coraz to nowe sztuczki, żeby zainteresować widza. Birdman przedstawił ten problem w nieco nostalgicznej otoczce. . Widzowie ciągle pragną krwi przelewanej jednak w bardzo widowiskowy sposób.

Rozwałka i pożoga wojny wypełniają kina telewizory co miesiąc w nowym wydaniiu. Kilku bohaterów zapewnia jej więcej niż jeden, dlatego najnowsza odsłona filmu na podstawie komiksów Marvela bije rekordy popularności. Po pierwszej udanej części grzechem byłoby nie nakręcić drugiej, lecz po obejrzeniu całego widowiska zadałem sobie pytanie czy trzeba było robić to w aż tak przewidywalny sposób.

Scenariusz, reżyseria, montaż.

Nie wiem dlaczego na film webie Age of Ultron ma aż tak dobrą notę. Reżysera tu właściwie nie potrzeba, gdyż wystarczy wziąć trochę z Michaela Baya i Cristofera Nolana, by złożyć porządny film akcji. Te same elementy powtarzają się w kinie o superbohaterach wielokrotnie i mam wrażenie, że konwencja już się nieco zestarzała. Ciągle jakaś bardzo zła siła burzy wielkie miasta a obrońcy ludzkości zamiast je ratować dopełniają dzieła zniszczenia.

Scenariusza w tym filmie też nie ma. Zaskoczyło mnie to, że nic mnie nie zaskoczyło. Gdybym chciał nawet napisać jakiś spoiler to nie mógłbym tego zrobić, gdyż nic się w tym filmie nie dzieje. Pierwsza część obfitowała choć w dowcipne dialogi, których jakby zabrakło w drugiej. Przez ponad dwie godziny filmu wszystkich dialogów jest ze trzy strony tekstu- co jest akurat dobre, gdyż nikt tam nie ma nic ciekawego do powiedzenia.

Wątek romantyczny został wepchnięty na siłę i jest dla mnie elementem komicznych. Warto zauważyć , iż po raz kolejny zmarginalizowano role kobiet. Niby poprawność polityczna każe je umieszczać w filmach akcji, z drugiej strony jakoś tam nie pasują. Są oczywiście dobre filmy akcji z kobietami w rolach głównych, ale w większości porywa się je, więzi lub napastuje, żeby dzielny mężczyzna mógł je ratować. Z przykrością stwierdzam, że tu jest podobnie. Czarna wdowa to postać najbardziej odstające od grupy. Nie jest przerażająca i bezwzględna jak w komiksie, ale łagodna i pełna wewnętrznych rozterek. Zabójczą to ma tylko urodę.

Na uwagę - jak zawsze przy takich produkcjach - zasługuje montaż. W tym przypadku nie zawodzi i dodaje nawet filmowi werwy. Walki są dzięki niemu dynamiczna, sceny szybkie i ani przez chwile nie można się oderwać od ekranowej jatki. Postacie skaczą, latają i wywijają kończynami bardzo widowiskowo. Niestety i tutaj nie ma sceny która zaskoczyłaby widza. Autor scenariusza widocznie oszczędzał widzom nowych doznań.

Niezniszczalni

Któż może stawić czoła nieśmiertelnym bogom? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo tak naprawdę cóż można zrobić takiemu Hulkowi? Skoro jest ktoś niezniszczalny tak jak on, znaczy to, że można z nim zrobić wszystko a i tak pozostanie wielki i silny. Pytam retorycznie twórców po co ich tam tylu. To nie trzyma się kupy. Czyż toż nie może zmienić losów świata jednym ruchem młota? Gdyby film miał odrobinę logiki to puknął by raz w ziemię i wszystkie problemy znikły by natychmiast. Wojnę pomiędzy nim a Lokim można jakoś uzasadnić, bo obaj są równi sobie. Ale tutaj sytuacja mnie nie przekonuje.

Istnieją wielkie dysproporcje możliwości między postaciami a część z nich jest dokooptowana na siłe. Czarna wdowa jest oczywiście małym przykładem, ale taki Kapitan Ameryka to już wielkie nadużycie. Człek ma tarczę i mocne mięśnie, ale inteligencją, siłą i innymi walorami wojownika ustępuje swoim partnerom. Nie wiem co on tam robi. W zamyśle twórców postacie miały się uzupełniać, ale IronMan czy Thor daliby sobie ze wszystkim radę, więc po co reszta?

Zło niewystarczająco złe.

Takim herosom trzeba naprawdę silnego przeciwnika, tymczasem Ultron to jakiś słabiak z zaburzeniami osobowości. Nie jest nieśmiertelny co go dyskwalifikuje jako wroga. W dodatku jest mało straszny i zły jak na głównego antagonistę. Ja mu nawet współczuje, bo stara się połączyć Jose Garcie Marqeza z Terminatorem, co jest momentami zabawne. Film zawiera dużo egzystencjalnych dylematów, przedstawiono je jednak dość płytko.

Widzowie ani przez chwile nie czują grozy czy napięcia. Przez dwie godziny biją się, rozwalają otoczenie i wysadzają w powietrze wielkie konstrukcje a trupów brak. Ofiar w ludziach nie ma. Gdy ktoś spada, ktoś inny go łapie. Gdy ktoś się pali, zawsze pożar zostaje ugaszony i tak dalej.

Uważam, że nowoczesne kino akcji w stylu Micheala Baya chyli się ku upatkowy. Od jakichś dwóch lat potwory wydają mi się coraz mniej potworne. Widać w ruchach animacje komputerową. Ultron i jego słudzy wyglądają sztucznie nawet jak na robory. Czasami lepsze wrażenie robiła na mnie gra Titanfall niż animacje z filmu. Hulk wygląda raz lepiej raz gożej. Wciąż ma plastikową skórę i sztuczną mimikę. Na tym filmie widać jak wiele jeszcze brakuje do fotorealizmu w kinie i grach.

Podsumowanie

Avengers: Age of Ultron to film relaksujący, który fajnie się ogląda. Nie ma fabuły, napięcia czy zwrotów akcji, ale to w końcu nie szwedzki kryminał. Autorzy dają widzom to co chcą zobaczyć czyli jatkę w której nikomu nie dzieję się krzywda. Jeżeli ktoś całkowicie wyłączy logiczne myślenie to będzie bawił się bardzo dobrze. Część druga jest gorsza od pierwszej, ale w swoim gatunku to niemal klasyka.

wtorek, 2 grudnia 2014

Najlepszy skład FIFA 15 ULTIMATE TEAM za 100000 (100K) coinsów.


Niestety, przez ostatnie dwa miesiące  popadłem w fatalne uzależnienie od gry FIFA15. Wiem, że nie jest to najlepsza gra na świecie, Sędzia jak zwykle nic nie widzi a obrońcy stoją jak polska kolej.
Mimo wielu oczywistych błędów, FIFA15 już od kilku lat ma coś potrafiącego wciągnąć człowieka jak poker. Chodzi oczywiście o tryb Ultimate team i rzadkie karty, które niejednemu użytkownikowi śnią się po nocach. Niektórzy są skłonni wydać setki złotych na czarną kartę Bale’a czy Drogby. Dla zwykłego śmiertelnika czarna karta to święcący obrazek na ekranie, dla graczy którzy zauważą taką kartę w drużynie przeciwnika insygnia najwyższej rangi.
Gorączka posiadania jak najbardziej wartościowych kart pochłonęła i mnie. Kupiłem więc 100000 coins na Allegro i z wypiekami na twarzy otwierałem paczy. Trafiłem Sergio Ramosa, Juana Matę, Davida Luiza i Samiego Nasri. Natychmiast wpadłem na pomysł, by napisać jak stworzyć drużynę gwiazd za 10 zł. Z przyjemnością dzielę się tym pomysłem, po czym pewnie będę grał znów w FIFę zamiast robić coś pożytecznego.

Drużyna gwiazd za 10 zł w FIFA 15 ULTIMATE TEAM.

  1. Kup ,lub zdobądź 100000 coins (średnia cena na dzisiaj to 9zł)
  2. Nie kupuj drogich piłkarzy. Wydawanie 20000 coins na gracza to głupota, za taką cenę można kupić 3 bardzo dobrych 80+.
  3. Mając 100000 coinsów wejdź do sklepu i kupuj paczki Premium za 7500 coins. Natychmiast sprzedawaj zbędne karty. Zostaw sobie gwiazdy oraz dobrych graczy 75+ z lig Anglii, Hiszpanii, Włoch, Niemiec lub Fracji. Jeśli w dwóch paczkach wyskoczą Ci  piłkarze Premier League to w pozostałych zostawiaj takich samych. Jeśli masz dwóch Hiszpanów ( lub piłkarzy Primera Division) to w kolejnych paczkach poluj na podobnych. Zostawiaj kontrakty, treningi i karty pracowników
  4. Otwieraj paczki dopóki nie zostanie Ci około 30000 coinsów.
  5. Powinieneś mieć teraz ze dwie gwiazdy 85+ i sporo piłkarzy z tej samej ligi
  6. Dokup tych na brakujących pozycjach na rynku transferowym.

Najlepsi tani piłkarze w FIFA 15.

Budując drużynę w FIFA 15 zwracaj uwagę na 3 parametry. Tempo, Drybling i Siła. W grze siła ma wielkie znaczenie, gdyż z jej pomocą można zamaskować niedostatki własnej gry. Można się na siłe przepchać.
Niestety, wciąż jednym graczem można przejść całe boisko, więc liczy się też szybkość napastników oraz bocznych pomocników i skrzydłowych. Piłkarz szybki silny i dobrze panujący nad piłką powinien znaleźć się w każdym zespole!

Najlepsi tani obrońcy w FIFA 15

Dawid Luiz, Richards , Sagna, Gael Clichy , Miranda, Agger, Maxwell, De Marcos

Najlepsi tani obrońcy w FIFA 15

Nasri, Walcott, Lucas, Diaby, Cabaye, Hamsik, Moutinho, Kramer, Gakpe, Young,, Sterling, Ramsey

Najlepsi tani napastnicy w FIFA 15

Martins, Ibarbo, Cavani, Lacazette

niedziela, 30 listopada 2014

Opowiadanie o żubrze.

W tym roku starałem się zdobyć dofinansowanie na projekt edukacyjny dotyczący działalności artystycznej promującej Podlasie. Niestety, nie udało mi się, gdyż nie potrafiłem zdobyć recenzji za tą bajkę. Siedzi mi w kompie, więc ją wrzucam. Ilustracje wykonała osoba z oferii.

- Tylko pamiętajcie, wszystko musi wyjść perfekcyjnie – zaintonowała swoim męskim głosem dyrektor Białkowska. - Żadnym numerów, ani małpich krzyków, bo wam każę spędzić cały tydzień z trygonometrią.
Przez salę gimnastyczną przetoczył się pomruk dezaprobaty. Niektórzy gwizdali, inni wrzeszczeli, a znaczna część wydawała z siebie dźwięki nieprzypominające istot ludzkich.. Na sali panowało olbrzymie podniecenie i właściwie nikt nie mógł zapanować nad sobą. Gdyby nie postać dyrektor Białkowskiej stojąca na  scenie wszyscy wybuchliby z nadmiaru emocji. Niemal tysiąc spiętych, zlanych potem twarzy czekało na ten moment od kilku tygodni, a gdy nadszedł sprawiali wrażenie jakby chcieli uciec.
- Jak zapewne wiecie – huknęła przez mikrofon dyrektor Białkowska- Patricia Wright zdecydowała się nas odwiedzić. Przerwała swoją najnowszą trasę koncertową, by jeszcze raz zobaczyć szkołę w której spędziła młodość. – Ostatni wyraz zaintonowała z charakterystycznym dla siebie westchnieniem. – Młodość drogie dzieci, decyduje o całym życiu. Pani Patricia poświęciła ją na to, żeby nauczyć się  śpiewać. Dzięki talentowi i ciężkiej pracy jest teraz jedną z największych piosenkarek wszechczasów. Występowała z największymi gwiazdami przed stutysięczną publicznością, a jej piosenki śpiewa codziennie cały świat.
Wskazała ręką na ogromy plakat pięknej młodej dziewczyny z mikrofonem w dłoni. Długa biała suknia balowa artystki zajmowała niemal pół kompozycji, lecz to nie ona poruszała zmysły wszystkich zebranych. Jej łagodna, rozpromieniona radością twarz sprawiała, że ludzie pokochali ją od pierwszego występu. Nie potrzebowała stylistów, by zachwycić tłumy, wystarczył jej niepowtarzalny uśmiech, który gościł też na plakacie przygotowanym przez organizatorów spotkania.
- Ciężka praca i pasja – powiedziała prowadząca z podziwem wpatrując się w ogromne zdjęcie. – Oto, do czego doprowadzą was te magiczne słowa. Za chwilę przez te drzwi wejdzie osoba, która sama wam o nich opowie. Powitajmy proszę Patricię Writght…
Przez moment zapanowała cisza. Dźwięk otwieranych drzwi przeszył powietrze sali gimnastycznej, docierając aż do ostatnich rzędów znieruchomiałej z wrażenia widowni. Najpierw na scenie pojawił się przystojny Afroamerykanin z wpiętą w ucho słuchawką. Dwa metry za nim weszła Patricia Wright w towarzystwie trójki nieco przestraszonych przedszkolaków. Tłum ryknął i zaczął falować. Napięcie nagromadzone podczas ponad godzinnego oczekiwania, uwolniło się w jednej sekundzie. Setki zapłakanych oczu nie mogły dostrzec idolki, gdyż  silniejsi i więksi uczniowie zasłonili im widok. Widzowie z najbliższych rzędów wtargnęliby na scenę gdyby nie pojawili się na niej niewiadomo skąd rośli ochroniarze. Okrzyki nauczycieli nie docierały do nikogo. Dopiero pisk mikrofonu spowodował, że znów zapanowała cisza.
- Witam wszystkich – powiedziała młoda gwiazda z charakterystycznym amerykańskim akcentem. – Miło, że tylu z Was zdecydowało się ze mną zobaczyć. Przepraszam, że się trochę spóźniłam, ale dawno tu nie byłam i dlatego zgubiliśmy drogę.
W tym momencie Dyrektor Białkowska chciała wygłosić przygotowane wcześniej powitanie, ale widownia znów ją zakrzyczała, więc z głośników wydobyło się jedynie słowo „SPOKÓJ”
- Moi mili, - zaczęła kiedy wszyscy trochę ucichli – Panna Wright ma dla nas jedynie godzinę, prosiłabym więc już o pierwsze pytanie, tak jak to ustalaliśmy.
Ponownie wszystkie głosy zlały się w jeden krzyk, z którego wybijały się jedynie krótkie fragmenty zdań. „Czy Pani jest Polką?” „Czy masz chłopaka?” „Jakiej muzyki słuchasz? – były frazami pojawiającymi się najczęściej. Co jakiś czas sala wybuchała śmiechem, by za chwilę buczeć z niezadowolenia, jednak za każdym razem, gdy piosenkarka odpowiadała na pytania, robiło się cicho jakby pomieszczenie było zupełnie puste.
- Niestety godzina już minęła - poinformował czystą polszczyzną Afroamerykanin. – Mamy w tym tygodniu napięty kalendarz i nie możemy go niestety zmieniać.
Nie czekając na reakcję widowni wyłączył stojący na stole mikrofon. Patricia pomachała przyjaźnie ręką do publiczności i podeszła do siedzącego w pierwszym rzędzie  chłopca w granatowym garniturze. Młody mężczyzna zbladł tak bardzo, że jego cera miała kolor podobny do śnieżno-białej koszuli, którą miał na sobie. Wiedział, że teraz ma wstać i wyjść na scenę, ale przerażenie sparaliżowało go tak bardzo, że nie mógł się ruszyć. Kilka tygodni wyobrażał sobie tą scenę,  ale teraz nie mógł poruszyć nawet  powieką. Otępiały wpatrywał się w pochyloną nad nim dziewczynę. Tylko dzięki nadludzkiemu wysiłkowi woli był w stanie wstać i delikatnie ująć jej dłoń
- No chodź, - szepnęła mu do ucha Patricia, ciągnąc go na scenę. – Miejmy to już za sobą.
Była starsza i dużo wyższa od niego, dlatego obawiał się, że gdy wystąpi przed szkołą będzie wyglądał jak mały, przestraszony chłopiec. Gdy montował ich wspólne zdjęcia na komputerze wyglądał zawsze na młodszego niż jest w rzeczywistości. Nie mógł znaleźć swojego zdjęcia w garniturze, więc zawsze ona była ubrana elegancko a on w spodnie dresowe i koszulkę. Nauczył się nawet przerabiać zdjęcia, żeby wyglądać na bardziej przystojnego. Miał lekką nadwagę i wielki bulwiasty nos, przez który, jego zdaniem, nie miał jeszcze dziewczyny. Poza tym grube okulary w dziwnym, trochę szarym kolorze nadawały jego twarzy jeszcze  mniej poważny wygląd. Teraz zresztą i tak nic nie mógł przez nie dostrzec, gdyż zaszły jakąś dziwną mgiełką.
Dopiero gdy jakimś cudem udało mu się wspiąć na ostatni schodek prowadzący na scenę dostrzegł, że wszystko jest trochę inaczej niż na jego przeróbkach ukrytych w gąszczu katalogów laptopa. To ona miała dziś na sobie koszulkę i dżinsy a on był ubrany w najlepszy garnitur jaki zdołał z rodzicami wynaleźć w galerii handlowej. Opłacało się wydać te 1000zł – powiedział do siebie i pewniejszym krokiem przeszedł na środek sceny.
- Przypominam – zaczęła oficjalnie dyrektor Białkowska, - że dzisiejsze spotkanie to zasługa Huberta Sarzyńskiego, który zaprosił Pannę Wright na obiad. Panna Wright była tak miła, że zgodziła się także spędzić z nami kilka chwil, za co jej serdecznie dziękujemy.
Głośny aplauz widowni nie pozwolił usłyszeć ostatnich słów. Piosenka… Piosenka… Piosenka, domagała się młoda publiczność, nie zwracając uwagi, że goście są już przy wyjściu ze sceny.
- Panna Wright nie będzie śpiewać, - poinformował stanowczo agent, który wychodził ostatni. – Tego nie było w programie. Nie wolno nam zmieniać harmonogramu wizyty. Wszystkich, którzy chcieliby zobaczyć i usłyszeć Pannę Wright zapraszamy na koncert w Warszawie.
- Codziennie jeździsz przez ten las?- zapytała Patricia siedząc wygodnie na tylnej kanapie czarnej limuzyny. Ciemny parawan drzew zasłaniał drogę z obu stron w taki sposób, iż z poziomu samochodu widać było tylko grube, położone niemal jeden przy drugim korzenie splecione z niekończącą się czernią.
- A pani tędy nigdy nie jechała? –Spytał Hubert starając się uważnie dobierać słowa. – To najkrótsza droga jaką można dotrzeć z mojego domu do szkoły.
- Nie, chyba nie jechałam - odpowiedziała patrząc przez okno. – Nie wyobrażam sobie jak można iść tędy pieszo. Trochę tu strasznie.
Trema Huberta powoli znikała. Starał się zapamiętać każdy moment, by jak najdokładniej odtwarzać go w wyobraźni. Patrzył na wnętrze auta chcąc zarejestrować jak najwięcej detali. Drewniana boazeria, tapicerka z kremowego tworzywa i płaski ekran umieszczony na fotelu kierowcy były najważniejszymi rzeczami, jakie zauważył natychmiast.
Przede wszystkim jednak obserwował swoją rozmówczynię. Z bliska przypominała najładniejsze dziewczyny z miasteczka. Gdyby nie limuzyna i ten błyszczący kolor włosów wyglądałaby jak jedna z nich. Z bliska widać jej odstające uszy, które zręcznie próbowali ukryć styliści..
- Pokażę pani. – powiedział nieco głośniej i odważniej, zachęcony nowymi spostrzeżeniami.
- Co mi pokażesz? – spytała obojętnie dziewczyna.
- Pokażę pani jak to jest iść tą drogą do mojego domu – odpowiedział Hubert wesołym głosem. – Kiedy szła pani trzy kilometry piechotą?
- Chyba zwariowałeś – popatrzyła na niego zaskoczona. – Nigdy nie wyjdę tu sama, a tym bardziej nie wyjdę tu w taką pogodę.
- Każdy robi coś szalonego- powiedział Hubert zdejmując marynarkę i odwiązując krawat. Przecież dlatego tutaj siedzimy. Nikt by nie powiedział, że światowa gwiazda przyjedzie do trzynastolatka,  a jednak pani tu siedzi.
Patricia popatrzyła na swojego rozmówcę z podziwem. Pamiętała pierwsze castingi w Ameryce i wiedziała, jak czuje się dzieciak w obecności gwiazd. Był trochę podobny do niej. Szybko przestawał bać się ludzi.
- Dobra. - Odpowiedziała z wahaniem. – Pójdziemy do twojego  domu. – Otworzyła niewielką szybkę i powiedziała stanowczo do kierowcy – Pull over.
- Where? Here? – Zapytał tamten zdziwiony. – What for?
-  I just want to take a  stroll – odpowiedziała. – Don’t ask why. Just do what I said.
Limuzyna zatrzymała się tak samo jak samochód za nią. Gdy pasażerowie wysiedli z wozu czekał już na nich jeden z agentów piosenkarki. Wymachiwał rękami wrzeszcząc do kierowcy po angielsku.
- Co wy do diabła robicie? – krzyknął po polsku stojąc niemal kilka kroków od podopiecznej. – Siusiu Ci się zachciało? –stwierdził ironiczne. -Wytrzymać nie mogłaś?
Patricia popatrzyła na niego swoimi turkusowymi oczyma i bez słowa odwróciła się do niego plecami.
- Zdecydowałam, że resztę drogi pójdziemy pieszo – powiedziała zbliżając się do Huberta. – Tylko nie jedźcie za mną, bo popsujecie mi spacer.
Wszyscy mężczyźni zdążyli już zebrać się przy limuzynie. Ich zdezorientowane wyrazy twarzy świadczyły, że nawet dla nich sytuacja była wyjątkowa.
- Musimy pilnować się planu – przekonywał agent idącą przed nim dziewczynę. – Jak zdążymy do Warszawy jeśli robisz mi takie numery?
- Czasami trzeba zrobić coś szalonego – odpowiedziała mu nie zwalniając kroku. – Po prostu ułożysz inny plan.
- Słuchaj, jeśli myślisz … - wykrztusił podenerwowany chwytając jej ramię.
- Nie, ja nie muszę słuchać – odpowiedziała mu oschle. – Przypomnij sobie kto tu jest pracodawcą , a kto pracownikiem. Jeśli odpowiada Ci ten układ, to zostawisz nas samych i pojedziesz inną drogą. A jeśli Ci nie odpowiada, to Cię tu zostawię.
Agent puścił rękę i zamaszystym gestem nakazał swoim ludziom zawracać samochody. Zanim wsiadł do swojego, jeszcze raz spojrzał na odchodzącą parę. Tuż przed nim gęstniała mgła, dlatego szybko stracił ich z oczu. Nim wsiadł do auta, sylwetki zniknęły pozostawiając po sobie jedynie echo ożywionej rozmowy.
- Każdy chyba chciałby być teraz na moim miejscu – powiedział Hubert, starając się dotrzymać kroku partnerce. Zaskoczyło go to jak szybko potrafi chodzić, biorąc pod uwagę fakt, że szli już prawie pół godziny.
- Dziękuje, że się pani zgodziła - dodał zrównując się z nią. – Jutro napiszą o nas gazety.
Patricia przejechała palcami po jego czuprynie i zaśmiała się szczerze.
- Nigdy nie chodziłam po lesie – poinformowała go wciągając głęboko powietrze. - Gazety piszą o mnie ciągle a po lesie chodzę pierwszy raz. Nie pamiętam już kiedy byłam sama.
Hubert nie rozumiał o co jej chodzi, ale wyłapywał każde słowo. Wiedział, że jutro i przez kolejne lata będzie je opowiadał każdemu, kto tylko zechce słuchać. Chciał, żeby mówiła jak najwięcej, lecz odkąd opuścili jej towarzyszy nie odzywała się prawie wcale. On też nie zaczynał rozmowy. Od zawsze czuł, że nie jest tak wygadany jak inny i sam właściwie nie wiedział, dlaczego to właśnie do niego zadzwoniła tamtego popołudnia, pół roku temu. Na stronie zaprosiło ją do siebie setki tysięcy fanów – w tym wszyscy uczniowie jego szkoły, a ona wybrała właśnie jego.
Mimo podekscytowania coś zaczynało go niepokoić. Nie był znawcą lasu, ale tę drogę znał na pamięć. Około kilometr od jego wsi leżała kłoda drzewa wywrócona przez wichurę. Nie przeszkadzała w ruchu, więc zostawiono ją na pastwę korników i innego robactwa. Dzięki temu okoliczne dzieciaki przychodziły się tu bawić, gdy nie wiedzieli o tym rodzice. O tej porze słychać byłoby już jakieś krzyki, gdyż to miejsce nigdy nie było całkiem opuszczone.
Kłody nie było. Żadne z drzew jakie mijali nie przypominało mu tego, co widywał na co dzień. Co kilka kroków poruszał nerwowo głową starając się wyszukać znajome punkty w gęstwinie. Przez kolejne kilka minut nie znalazł żadnych. Był pewien, że w takim tempie powinni już wychodzić z lasu, a tymczasem przed nimi był on tak samo gęsty jak w chwili, gdy do niego wjeżdżali.
- Wracamy – powiedział nagle udając całkowity spokój. – Tędy nie dojdziemy do mojego domu. Pomyliliśmy gdzieś drogę.
Patricia zatrzymała się  gwałtownie i stanęła dokładnie przed nim.
- Jak to? -  Zapytała zaskoczona. – Przecież mówiłeś, że chodziłeś tędy wiele razy do szkoły.  Innej drogi zresztą nie ma, więc nie mogliśmy się pomylić.
Chłopak rozłożył ręce robiąc przy tym minę będącą mieszaniną strachu i niepewności.
- Sam tego nie rozumiem – powiedział. – To nie ta droga. Nie wiem jak to się stało, ale to naprawdę nie ta droga.
Patricia w pierwszej chwili chciała na niego wrzasnąć, myśląc, że opowiada jakieś bzdury żeby ją nastraszyć. Gdy jednak przyjrzała się dokładniej jego trzęsącej się ze strachu sylwetce wiedziała, że coś jest nie w porządku. Nie mogli zmylić drogi, gdyż jej trasa koncertowa była zaplanowana w najdrobniejszym szczególe. Kierowca wjechał we właściwą drogę a później już nie skręcali. Zresztą nie było gdzie skręcić, bo wysokie drzewa zasłaniały dokładnie wszystko dookoła.
Wiedziała, że spanikował i dlatego chce zawrócić. To ona jest tu jednak dorosła i to ona powinna zadbać o to, by bezpiecznie dotarli na miejsce.
- Nie ma problemu – powiedziała pewnym głosem wyjmując komórkę z kieszeni spodni. – Zadzwonię po moich ludzi i zaraz nas stąd zabiorą.
Na nowoczesnym smartphonie rozbłysnął natychmiast kolorowy ekran. W lewym górnym rogu widniała informacja, którą zauważyli oboje. „Brak zasięgu”. Patricia podniosła aparat nad głowę i przeszła się kilka kroków w różnych kierunkach ale to nie dawało rezultatu. Napis nie zniknął nawet na chwilę.
- I co teraz? – Spytał Hubert nie odrywając od niej oczu. – Wracamy?
- Jesteś pewien, że to nie ta droga? – spytała raz jeszcze kładąc mu rękę na ramieniu. – Może za kilka minut dojdziemy do twojej wsi.
Hubert energicznie pokiwał głową. Pomyślał, że w filmach w takim momencie przydarza się bohaterom coś złego. Nie wiedział czemu, ale czuł, że gdziekolwiek pójdą i tak nie wyjdą z tego lasu.
- Coś się nam stało – wybełkotał niemal płacząc. - Nie wiem dlaczego, ale to nie jest moja droga. Pani też tu nie ma. Pewnie zachorowałem i dali mi jakieś tabletki.
Patricia przyklękła przy nim i delikatnie uszczypnęła go w policzek. Chyba zaczynała się bać, ale jeszcze bardziej obawiała się tego, że jej partner rozklei się na dobre. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebowała był płaczący dzieciak. Z drugiej strony ten dzieciak utrzymywał jej zdrowy rozsądek, gdyż sama nie wiedziała co ma robić dalej.
- Przecież sam przesłałeś do mnie maila – uspokajała go udając zadowolenie. – Nie pamiętasz jak do ciebie zadzwoniłam?
Hubert nic nie odpowiedział. Objął ją  delikatnie i zawrócili razem w przeciwnym kierunku. Nie szli już tak szybko, ale mimo wszystko nagle poczuli się bardzo zmęczeni. Posuwali się naprzód, ciągnąc nogę za nogą i bezskutecznie wypatrując kogoś, kto nadejdzie im z pomocą.
Nagle znieruchomieli. Stojąc bez ruchu wpatrywali się w    najbardziej przerażającą rzecz jaką widzieli w życiu. Kilkadziesiąt metrów przed nimi rozpościerała się gęsta ściana lasu.
Siedzieli na przydrożnej skarpie nie wiadomo jak długo. Zaczynało się robić ciemno i orzeźwiający chłód brał górę nad przytłaczającym upałem. Odkąd natknęli się na koniec drogi nie odzywali się do siebie ani słowem. Oboje wpatrywali się przed siebie obojętnie. Bezradność odebrała im ochotę do tego, by ruszyć w jakimś kierunku. Oboje wiedzieli, że nie mają dokąd pójść.
- Zimno zaczyna się robić – powiedział Hubert przerywając ciszę.
Patricia pokiwała tylko lekko głową i przytuliła się do Huberta. Czuła jak pod cienką bawełnianą koszulą cały drży a ona nie mogła go pocieszyć. Przede wszystkim chciało jej się płakać, wiedziała jednak, że w niczym nie poprawi to sytuacji. Jedyne co przyszło jej do głowy to piosenka, którą mama śpiewała jej gdy mieszkały w małej klitce na poddaszu gdzieś w San Diego. Nigdy nie miała młodszego rodzeństwa i dopiero teraz zdała sobie sprawę jak ciężko miała mama, utrzymując ją ze skromnych poborów sprzątaczki w całkiem obcym świecie, bardzo daleko od domu. Ta piosenka była także dla niej-pomyślała-  gdy łzy napłynęły jej do oczu.
Mocny, melodyjny głos dziewczyny zmieszał się z odgłosami lasu. Niema pustka nabrała życia. Tuż przed nimi ptak zawtórował jej cieniutkim głosem, a szmer z oddalonej od nich głębi zaczął nabierać różnorakich barw. Piski, stukot i szum wiatru akompaniowały jej tak dobrze, że na chwilę zapomniała gdzie jest. Kiedy śpiewała liczyła się tylko muzyka.
- To było piękne – oznajmił mocny,  męski głos gdzie w pobliżu.
Młodzi ludzie natychmiast zerwali się z miejsc przeszukując wzrokiem otaczającą ich gęstwinę. Nikogo nie zauważyli. Jedynym wyróżniącym się elementem było wielkie włochate zwierzę, które stało kilka metrów od nich.
- Spokojnie, nic wam nie zrobię – dodał szybko głos dochodzący z kierunku gdzie stało zwierzę. – Przyszedłem tylko posłuchać.
- To wyjdź – krzyknęła przestraszona dziewczyna cofając się niepewnie. – Dlaczego się chowasz?
Zwierzę wydało z siebie dźwięk przypominający silnik samochodu i przesunęło się bliżej nich. Powoli uniosło wielki włochaty łeb, jakby chciało przyjrzeć się intruzom.
- Przecież stoję tu przed wami – poinformował głos. – Możecie podejść i mnie dotknąć.
- To ty do nas mówisz? – wyszeptał Hubert wyciągając rękę w stronę ogromnego stwora.
- Co to jest? – Zapytała Patricia nie oczekując odpowiedzi.
- Jestem żubrem – odrzekł zwierz energicznie potrząsając głową. – Czy możesz nadal śpiewać? Nigdy czegoś takiego nie słyszałem.
Para zagubionych popatrzyła na siebie porozumiewawczo. Oboje słyszeli to samo, ale nie mogli w to uwierzyć. W dzisiejszym dniu zdarzyło się wiele dziwnych  rzeczy,  ale to przerastało ich już całkowicie. Hubert był przekonany, że to tylko jego głupi sen. Spoglądając raz na żubra raz na gwiazdę postanowił, że nie chce się obudzić. Ta myśl znacznie go uspokoiła, dlatego usiadł na skarpie w miejscu skąd przed chwilą wstali, delikatnie ciągnąc za sobą zszokowaną dziewczynę.
- Powiedz lepiej jak wyjść z tego lasu – powiedział w końcu przekonany, że to on tutaj sprawuje absolutną władzę i jeśli zechce, zaraz ktoś po nich przyjdzie albo będzie śnił zupełnie co innego.
- Nie wiem, ja tu mieszkam całe życie – odpowiedział żubr. – Dobrze mi tutaj, to po co mam wychodzić.
Patricia złapała się za głowę chowając twarz w dłoniach. Wzięła głęboki wdech i uderzyła ręką w twardą jak skała ziemię.
- Rozmawiamy z jakimś żubrem – krzyknęła ze złością. – Rozumiesz? Rozmawiamy z żubrem…
- Spoko… - roześmiał się Hubert. – To nie pani zwariowała tylko ja. Pani tu w ogóle nie ma – potarł dłonią o dłoń bo robiło się coraz bardziej zimno. – Dobrze, że nie grałem wczoraj w God of War, bo wtedy by mi się głupoty śniły.
- To nie jest twój sen – zaprotestowała Patricia chwytając chłopaka za rękę. – Nie wiem co to jest, ale to na pewno nie twój sen.
- Co racja, to racja – potwierdził włochaty zwierzak, mieląc kępę trawy olbrzymią żuchwą.
- A ty jesteś żubrem, który porywa sławne piosenkarki dla okupu z kostek siana – drwił chłopak z wyraźną satysfakcją. – I co teraz? Zjesz nas?
Potężne ciało zwierzęcia na krótkich nogach z nieprawdopodobną zręcznością odwróciło się do nich tyłem i powoli szło ku zaroślom.
- Sam się przekonasz – powiedział znikając prawie całkowicie w gęstwinie.
- Kiedy? – zapytał Hubert zadowolony z siebie.
- Gdy zgłodniejesz – odpowiedział głos.
Ciemnozłote słońce chowało się za najwyższymi drzewami. Zaczynało się robić naprawdę zimno, dlatego Hubert przechadzał się w tę i z powrotem. Odchodził jednak jedynie na tyle, żeby nie stracić z oczu swej towarzyszki siedzącej na samym skraju lasu.  Czuł się za nią odpowiedzialny,  mimo, że w dalszym ciągu był przekonany, że śni. Chciał, żeby z nim rozmawiała, śmiała się i śpiewała piosenki. Starał się być zabawny lecz do niczego nie zdołał jej już namówić. Siedziała tam ciągle drapiąc patykiem kawałek drogi. Od czasu do czasu podnosiła głowę, by bezmyślnie wpatrywać  się w niebo.
- Zaraz zrobi się całkiem ciemno – powiedział włochaty łeb wynurzając się z zarośli. – Rozpalcie ognisko, bo zmarzniecie i zachorujecie.
Patricia zaklęła po angielsku i ze złością odeszła kilka kroków w stronę ciemnej luki między drzewami.
- Nie radzę tam siadać młoda damo – poradził żubr patrząc na nią swoimi wielkimi łagodnymi  oczyma. – Coś może cię tam pogryźć. Nigdy nie wiadomo, co czai się w lesie.
Przestraszona dziewczyna wpatrywała się długo swoimi pięknymi oczyma w Huberta. Na jej policzkach krople potu mieszały się z łzami
- Nazywam się Patricia Wright – wyrecytowała starając się zachować resztki zdrowego rozsądku. – Jestem piosenkarką. Otrzymałam cztery platynowe płyty za dorobek artystyczny. Mam dom w Malibu. Mój pies nazywa się Ciapek.
Powtórzyła trzy razy to samo nie odrywając spojrzenia od swojego młodego towarzysza.
- Nie jestem wariatką. – Stwierdziła niepewnie. – Nie jestem wariatką, choć wydaje mi się, że siedzę w środku lasu i rozmawiam ze zwierzętami.
Żubr przesunął bliżej swoją masywną sylwetkę tak blisko, że prawie otarł się o młodą kobietę. Gdy był tak blisko, z łatwością można było wyczuć wszystkie zapachy przyległe do jego skóry. Pachniał drzewami, łąką i strumieniem. Pachniał tym wszystkim czego nie mieli zamknięci na głucho w swych betonowych domach.
- No nie maż się jak dziecko – powiedział dotykając mokrym nosem jej ręki. – Musicie rozpalić ognisko, bo inaczej zlecą się robale i nie dadzą wam spać.
- Nie zamierzam zostać tu na noc – stwierdził Hubert głaszcząc zwierzę po karku. – Zaraz się obudzę i będzie po wszystkim.
- Obudzić może się tylko ten kto śpi – powiedział żubr wystawiając kark na kolejną porcję pieszczot. – Ty nie śpisz, więc się nie obudzisz.
Patricia zanurzyła dłoń w bujnej grzywie magicznego stworzenia. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu czuła się przy nim bezpiecznie. Zrobiło jej się cieplej i poczuła, że robi się senna.
- Ale jak mamy rozpalić to ognisko? – Spytała bez przekonania. – Nie mamy zapałek, ani nic innego, czym można rozpalić ogień.
- Wy ludzie zawsze coś wymyślicie – powiedział żubr kładąc się na boku przed nimi. – Gdybym ja miał takie ręce jak wy, rozpalałbym sobie ogień codziennie. Strasznie tu czasem zimno i nawet przez to grube futro można zmarznąć.
- Widziałam kiedyś na Discovery jak rozpala się ogień za pomocą patyka i trocin – powiedziała obojętnie Patricia nie odrywając ręki od grzywy zwierzęcia. – Nie wiem czy możemy to zrobić, ale lepiej robić coś niż siedzieć tu i czekać, aż zrobi się ciemno.
Wstała powoli i zaczęła przeszukiwać trawę dookoła nich.
- Mam kawałek suchej kory – powiedziała z lekkim entuzjazmem. Jeszcze patyk i trochę suchych resztek i możemy spróbować.
Gdy nazbierali już wszystkie składniki, niezbędne do rozpalenia ognia, starannie rozłożyli je na ziemi. Hubert postawił patyk na korze,  poczym zaczął szybko obracać nim w obu dłoniach. Minutę później miał zmęczone całe ramiona,  ale na końcu patyka pojawiła się niewielka czerwono-żółta iskra. Patricia zaczęła delikatnie dmuchać i dorzucać małych kawałków spróchniałego drewna. Niemal natychmiast mała iskra zamieniła się w jasny płomień. Kiedy ogień już rozpalił się na dobre, rzucili się sobie w objęcia jak dwaj najlepsi przyjaciele.
- Dobrze nam poszło – stwierdziła dziewczyna patrząc na ogień rozświetlający  przestrzeń pod ich stopami. – Robiłeś już to kiedyś?
- Tylko dla zabawy – odpowiedział Hubert zadowolony z siebie. Po raz pierwszy odkąd się poznali zauważył, że uśmiechnęła się do niego tak, jak robiła to codziennie w teledyskach.- Co teraz zrobimy? – dodał z mieszaniną radości i niepokoju.
- Prześpijcie się – zaproponował żubr. – Wilki nic wam nie zrobią, dopóki ogień się pali, a i ja tu będę spał w razie czego.
Byli tak zmęczeni, że nie trzeba było im tego powtarzać dwa razy. Rozłożyli marynarkę i zasnęli obok siebie otuleni przyjemnym ciepłem ogniska.
Hubert niepewnie otworzył oczy. Szybko zorientował się, że nie jest w swoim pokoju. Podłoże było twarde, a pod głową nie wyczuł poduszki. W pierwszej chwili myślał, że to znów dowcip brata, który czasem zabierał mu poduszkę w czasie snu. Szybko zorientował się jednak, że nie tylko poduszki mu brakuje. Był z powrotem na tej małej polanie a nad jego głową zwisał znajomy włochaty łeb.
- Wy ludzie to potraficie spać – powiedział żubr zdziwionym tonem. – Ja ważę dziesięć razy tyle, a wstaję gdy tylko niebo się rozjaśni. Trawa jest wtedy najlepsza. – Oblizał się długim szarym językiem,  aż z pyska pociekła mu ślina. – Taka soczysta i świeża…
- Dlaczego nas tu trzymasz? – Przerwał mu chłopak. – Nic ci nie zrobiliśmy.
- Ja was tu wcale nie trzymam- odpowiedział żubr bez zastanowienia. Sami się pojawiliście. Zresztą nie widzę możliwości, żeby żubr mógł złapać człowieka….
Patricia Wright usiadła lekko zaspana. Przetarła oczy i z wprawą przejechała palcami po włosach, które po nocy były w strasznym nieładzie. Kilkoma szybkimi ruchami doprowadziła je do porządku, ale efekt pozostawał daleko w tyle za fryzurą stworzoną przez stylistów. Gdy skończyła, opuściła bezwładnie ręce i zaczęła wpatrywać się w jakiś punkt w oddali.
- Jeśli chcieliście mnie porwać, mogliście zostawić chłopaka – powiedziała nie odwracając głowy. – Nie musieliście mi dawać środków odurzających, bo i tak dam wam tyle pieniędzy, ile zażądacie.
Żubr popatrzył na nią z niepokojem. Zamknął na chwilę oczy i głęboko westchnął.
- Nikt cię nie porwał młoda damo – powiedział najbardziej przekonująco jak umiał.
- Bez żartów – parsknęła patrząc mu prosto w oczy. - Powiedz ile pieniędzy chcecie i będzie po sprawie.
- A co to są pieniądze? – Zapytał żubr.
Patricia zerwała się z miejsca i  krzyknęła najgłośniej jak mogła.
- Ile chcecie?
Wielkie zwierzę podeszło do niej tak blisko, że mało się nie przewróciła. Dotknęło nosem jej białej koszulki i zamruczało łagodnie.
- Nie wiem co to są te wasze pieniądze, ale musisz je traktować bardzo poważnie, skoro mówiąc o nich tak się denerwujesz – stwierdził żubr. –My żubry dbamy tylko o to, żeby mieć co zjeść i dobrze się wyspać. Dla was ludzi to pewnie głupie, ale my żubry po prostu umiemy cieszyć się z tego, co mamy.
Patricia chciała na niego krzyczeć, lecz powstrzymała się w ostatniej chwili. Usiadła na marynarce i znów wpatrywała przed siebie wilgotnymi od smutku oczami.
- Jestem głodna – powiedziała cicho jakby sama do siebie.
- Ja też – zawtórował jej Hubert.
Żubr roześmiał się cicho pod nosem.
- To znajdźcie sobie coś do jedzenia . Las wyżywi wszystkich. Tu nikt nie głoduje.
Hubert popatrzył na niego ze zdziwieniem. Zdał sobie sprawę, że nie śni, a to znaczyło, że ich los zależy od tego stwora.
- Nie wiemy jak – przyznał chłopak. – Nie wszystko jest jadalne.
- Dziwne. - Żubr roześmiał się szczerze. – Wy ludzie podbiliście cały świat, a nawet jedzenia nie potraficie zdobyć. Nawet cielak to potrafi.
Hubert zrobił swoją najbardziej niewinną minę. Zawsze gdy czegoś mocno chciał, działała na jego mamę, więc miał nadzieję, że zadziała na to gadające coś.
- My nie zdobywamy jedzenia - tłumaczył Hubert.– Dostajemy je za pieniądze, które zarabiamy za pracę
- I znów te wasze „Pieniądze” – żachnął się żubr. – A nie możecie wziąć jedzenia z lasu?
- Nie ma potrzeby, bo za pieniądze można wszystko kupić.
- I wszyscy mają te wasze pieniądze?
- Jedni więcej, drudzy mniej, ale każdy coś takiego posiada – stwierdził chłopak wyciągając z kieszeni spodni 20zł.
Zaciekawione zwierzę podeszło i obwąchało banknot.
- Hę. Dziwni jesteście- stwierdził żubr- Rozumiem, że nie jecie trawy i siana, bo każdemu jest potrzebne co innego, ale żeby tym śmierdzącym papierkiem zastępować wszystko, to już gruba przesada.
Obrócił się wyraźnie rozczarowany i powoli poszedł w stronę miejsca, gdzie zawsze się pojawiał. Obserwująca go para młodych ludzi z niepokojem śledziła jak znika w gęstwinie mrucząc coś po nosem.
- No dobra – ryknął gdy zniknął już całkiem pomiędzy świerkami. – Zaprowadzę Was do jabłoni. Słodkie jabłka dobrze wam zrobią na pierwszy posiłek.
O tej godzinie las wyglądał przepięknie. Jasne promienie słońca wpadały przez tysiące różnej wielkości szpar w koronach drzew tworząc jasny dywan pod ich stopami. Liście delikatnie poruszały się zasłaniając światło, więc wzór dywanu zmieniał się nieustannie. Kolorowe kwiaty, których nazw nie znali witały ich orzeźwiającym zapachem lata. Zewsząd dochodziły do nich różne dźwięki, lecz jedynie ciche brzęczenie owadów było wyraźnie bliżej nich. Reszta odgłosów przybliżała się i oddalała chaotycznie, tworząc mimo wszystko jeden harmonijny ład.
Jabłoń przed nimi rosła samotnie na małej polanie podobnej do tej na której spędzili noc. Owoce jeszcze nie do końca dojrzały, dlatego jedynie kilka z nich leżało pod konarami.  Po bliższym rozpoznaniu można było jednak dostrzec czerwone owoce chowające się w sitowiu zielonych liści
- To jest bardzo dojrzałe - powiedziała Patricia zrywając jedno z największych i podając Hubertowi.
Kilka następnych zerwała sobie i oboje zaczęli jeść z apetytem. Jeszcze nigdy jabłka nie smakowały im aż tak dobrze, więc rozkoszowali się każdym kęsem, aż poczuli się zaskakująco syci.
- Napiłbym się czegoś. – stwierdził Hubert.
- Woda jest w strumieniu – powiedział żubr zjadając ostatnie jabłka, które leżały na ziemi. – Idź sobie i się napij.
Chłopak popatrzył dookoła, ale nigdzie nie znalazł śladu strumienia. Miał ochotę poszukać go na własną rękę, lecz gdy doszedł do skraju polany usłyszał za sobą głos żubra.
- Pokażę wam gdzie jest woda – powiedział szybko. – Wygląda na to, że wy ludzie nie jesteście tacy potężni jak o was mówią. – Z satysfakcją przeżuł ostatnie jabłko, które znalazł i powoli skierował się w stronę bujnego bzu. – Może i budujecie drogi i macie te swoje gadające klocki, ale zapomnieliście jak znaleźć jedzenie i wodę. – Pokiwał głową z niedowierzaniem.- Bez jesteście bardziej bezradni niż młode żubry.
Zatrzymał się nagle jakby coś sobie przypomniał. Niezwykle zręcznie obrócił się wokół własnej osi zatrzymując się tuż przed Patricią. W pysku trzymał duży kwiatek o liściach w kształcie sopli lodu. .
- Proszę mi jeszcze raz zaśpiewać –powiedział spuszczając oczy.
Dziewczyna ostrożnie zabrała piękną roślinę, odsunęła się na kilka kroków i zaczęła śpiewać. Cały świat wokół zamarł,  jakby chciał wsłuchać się w jej głos.
- Nic pani nie jest? – Zapytał lekarz, gdy tylko otworzyła oczy.
- Gdzie jest Hubert? – Odpowiedziała pytaniem ledwie mogąc sobie przypomnieć polskie słowa.
Lekarz położył rękę na jej ramieniu i uśmiechnął się łagodnie.
- Nic mu nie jest – oznajmił wesołym tonem. – Pani agent znalazł was we mgle, bo strasznie nie podobało mu się, że go tam pani zostawiła. Wystraszył się, zadzwonił na pogotowie, a teraz stoi przed salą z dwoma innymi panami.
Korzystając z okazji,  że pielęgniarka weszła ciągnąc za sobą cały wózek rozmaitych urządzeń, siwiejący mężczyzna w szarym garniturze wślizgnął się do pokoju. Jednym krokiem znalazł się przy łóżku nie zwracając uwagi na protesty lekarza.
- Are you all right? – Spytał z troską w głosie.
Patricia podniosła ostrożnie głowę. Natychmiast zorientowała się, że nic jej nie jest, więc  bez większego wysiłku zeskoczyła z wysokiego łóżka. Westchnęła głęboko z wyraźną ulgą, dostrzegając kątem oka dziwaczny wózek z przyrządami medycznymi.
- Tak. Wszystko w porządku. – powiedziała pewnie, widząc niezadowolenie lekarza, który z całą pewnością chciał wypróbować na niej wszystko co tu miał . – Ile czasu tam leżeliśmy? – Spytała dziwnie podekscytowana.
- Jakieś dwadzieścia do trzydziestu minut – odpowiedział agent zaskoczony jej dobrym humorem.- Na więcej bym cię tam samej nie zostawił.
Dziewczyna z aprobatą poklepała go po policzku. Zabrała flakon ze szpitalnej szafki i energicznie ruszyła do wyjścia.
- Przygotujcie sprzęt na jakiejś łące w okolicy – rozkazała  stanowczo. - Jeszcze dziś zaśpiewam tam dla wszystkich, którzy będą chcieli słuchać. Jestem to winna przyjacielowi.
Mężczyźni stanęli otępiali patrząc jak szybko opusza salę.
- Czy może mi  pani powiedzieć gdzie jest Hubert, trzynastolatek, którego przywieziono razem ze mną? – Zapytała wyraźnie podnieconej jej obecnością pielęgniarki.
- Po pppo drugiej stronie korytarza – odpowiedziała kobieta trzęsąc się niemal ze strachu. – Ja też będę mogła przyjść wieczorem? – Zapytała niepewnie.
- Jasne, że tak – potwierdziła Patricia. – Tylko proszę mi jeszcze powiedzieć jak to się nazywa? – dodała wyciągając flakonik z fioletową roślinką o płatkach w kształcie sopli lodu.
- Buławnik czerwony – odpowiedziała z przekonaniem pielęgniarka.
- Ale przecież on jest fioletowy. – Zdziwiła się Patricia.
- Rożne dziwne rzeczy można spotkać w puszczy – skwitowała siostra odchodząc. – To tylko jedna z nich.


środa, 12 listopada 2014

Jak uczyć się języków w 2015 roku.

W dzisiejszym świecie łatwiej niż kiedykolwiek przedtem nauczyć się języka obcego. Niestety programy proponowane przez szkoły pozostają daleko w tyle za tym, co oferują najnowsze osiągnięcia technologiczne. Podstawą większości podręczników szkolnych są kolorowe obrazki z durnymi dialogami, które najczęściej nijak się mają do realnego życia. Po przerobieniu kilku grubych tomów szkolnego programu, młody człowiek umie niewiele więcej niż pozdrowienia, czy kupienie biletu w obcym kraju. Poziom języka jest kluczowym elementem do odniesienia sukcesu w pracy za granicą, dlatego warto znać sposób jak go poprawić bez wydawania ogromnej ilości pieniędzy i w dodatku nie wychodząc z domu.

Sprawdź swój poziom języka.

Przecenianie swoich zdolności językowych to jeden z podstawowych błędów w podejściu do języka. Każdy ma w rodzinie opowieść, w której kuzyn albo ciocia zna dobrze jakiś obcy język. Często jest to nadinterpretacja, która wprowadza w błąd. Gdy pojedzie się z ową ciocią do obcego kraju, okazuje się, że nie potrafi  zamówić taksówki.
Stwierdzenie „znać język” ma tak naprawdę wiele znaczeń, gdyż każdy używa języka w różnych sytuacjach w pracy i domu  Można wziąć sobie męża z Zimbabwe, bo nie ma potrzeby się do niego odzywać po ślubie  Kto odzywa się do męża w dzisiejszych czasach? Stolarzowi potrzebny jest zupełnie inny język angielski niż lekarzowi, dlatego tak ważne jest wyznaczenie celu w nauce języka obcego. Znajomość języka można stwierdzić dopiero wtedy, gdy cel został osiągnięty np. gdy lekarz z obcego kraju potrafi wytłumaczyć pacjentowi na co jest chory i jakie leki ma zażywać. Do takiej rozmowy nie potrzeba lat uczenia się zawiłości gramatycznych. Wystarczy poznanie mniejszej lub większej ilości zwrotów po czym można spokojnie pracować.
Problem zaczyna się, gdy trzeba poruszać tematykę wykraczającą poza temat pracy. Nie poderwie się pięknej Australijki słowami: „Weź klucz ósemkę i spróbuj dokręcić to kolanko”, czy też: „Twoja wątroba jest w fatalnym stanie.” Do podrywania (jak i innych ważnych czynności) lepiej użyć prawidłowego, bogatego w wyszukane słownictwo języka. Jedynym skutecznym sposobem na poderwanie owej Australijki jest użyć naprawdę skomplikowanych kolokacji i czasowników frazowych. Nic nie przyciąga pięknych Australijek tak, jak seksowny czasownik frazowy i wtrącony although. Aby ich świadomie używać, warto określić swój poziom językowy na podstawie porządnego testu. Porządny test musi obejmować: mówienie, pisanie, czytanie, rozumienie ze słuchu i ogromną dawkę gramatyki. Taki miarodajny sprawdzian można znaleźć w podręcznikach do nauki angielskiego na poziomie B1 i dalszych. Matura rozszerzona też daje obraz tego co umie się, a nad czym trzeba pracować.Nie warto poświęcać czasu na szukanie stron sprawdzających poziom języka, gdyż te darmowe nie są zwykle pełne, a szkoły językowe proponujące takie sprawdziany wypaczają  wyniki, by pozyskać uczniów

Wybierz swoją metodę nauki.

Każdy człowiek jest inny i dlatego nie ma jednej najefektywniejszej metody dla wszystkich. Istnieje jednak wyraźny podział wśród szkół proponujących kursy językowe. Metody te stosuje każdy - świadomie lub nie - w trakcie samodzielnej nauki. Są to:
  • Metoda oparta na słuchaniu i akwizycji języka poprzez TV, sąsiadów czy książki. To metodę opanował każdy, gdyż posługują się nią dzieci do 6 roku życia. Nie jest jednak najlepsza dla uczących się drugiego języka.
  • Metoda oparta na używaniu języka tj. rozmówki i uczenie się zwrotów np. Metoda Cullana, Direkte methode, Kursy Assimil, książki Beaty Pawlikowskiej itp.
  • Metoda oparta na rozumieniu i zapamiętywaniu słówek  (fiszki, SITA, Profesor Henry i Klaus)
  • Metoda oparta na poznaniu gramatyki, np. starożytnych  szkołach, gdzie gramatyka była traktowana na równi z matematyką.

Gramatyka jest jak smartfon z Androidem

Ja ucząc się języków wybrałem zdecydowanie tę ostatnią metodę. Ucząc się gramatyki poznaje się słówka jakby od niechcenia.  To tak jak ze wspomnianym telefonem. Jeśli wie się,  jak oszczędzać baterię, używać Google play, czy zmienić oprogramowanie, możliwe jest bardziej efektywne korzystanie z urządzenia. Nie istotne co się tam zainstaluje, bo i tak będzie można tego używać bez problemu. Zresztą sposób działania wszystkich smart fonów jest taki sam. Android od iOS różni się bardzo niewiele. Jeżeli pozna się dobrze jeden system, drugi przestaje być tajemnicą.
Gramatyka to właśnie taki system działania języka. Jeśli zna się podstawy budowy zdania, negacji, określenia czasu, wielkości czy przypuszczenia wtedy łatwiej jest zapamiętać słowa potrzebne do ich zbudowania.  Uczenie się zwrotów  na pamięć jest bezcelowe, gdyż po co pamiętać coś, co jest w słowniku. Zawsze gdy czegoś nie pamiętam mogę do niego zajrzeć. Zauważyłem przy tym, że niektóre słówka zapamiętuję po zapoznaniu się z tłumaczeniem po raz pierwszy a inne dwudziesty pierwszy, ale wiem, że w końcu zapamiętam słówko czy zasadę.
Kluczem do poznania gramatyki  jest powtarzanie i popełnianie błędów. To naprawdę przykre, że po przeczytaniu dziesiąty raz tekstu czy ćwiczenia muszę zaglądać jeszcze do słownika. Myślę wtedy o dziku, który niestrudzenie ryje to samo pole obok mojego domu w celu znalezienia pokarmu. Czytam jeden tekst zapomnę, a po tygodniu znowu czytam z nieco większym zrozumieniem. Wiem, że bez ciężkiej pracy nie zbuduję trzeciego conditionala, ani nie odmienię podstępnego przymiotnika przez przypadki w języku niemieckim. By tego dokonać trzeba ryć.

Sprawdzone metody rycia.

Po pierwsze trzeba uczyć się regularnie (w miarę). Nie ważne, o której godzinie i ile czasu. Ważne, żeby nauka języka weszła w nawyk, podobnie jak sprzątnie czy mycie się. Raz można uczyć się przez pięć minut a innym razem siedem razy dłużej. Liczy się wytrwałość, mimo, że wiele razy ma się przekonanie, że nic więcej do głowy nie wejdzie. Głowa to nie walizka i zawsze można wepchać do niej więcej.
Po drugie niezbędny jest doping, a nic tak nie dopinguje biegacza jak głodny tygrys biegnący za jego plecami. W nauce języków rolę tygrysa może pełnić nauczyciel, bądź - jeśli go nie ma – nagła potrzeba. Warto w samodzielnej nauce wyznaczać sobie jasne i zwięzłe cele, które muszą być zapisane gdzieś w widocznym miejscu. Takim celem może być na przykład nauczenie się czasowników modalnych w trzy tygodnie lub porozmawianie z norwegi egiem o tuńczyku przez skype. Z czasownikami modalnymi jest spory problem. Tylko geniusz może się ich w angielskim nauczyć, gdyż są podstępne jak ninja i zawsze mają przygotowane pułapki. Doskonałym dopingiem zawsze sukcesy i postęp. W nauce języka, mogą (i powinne) być one związane z przekazaniem czy zrozumieniem treści. Z początku poprawność jest zbędna. Ważne jest przekazanie komunikatu. To daje potężnego kopa i sprawia, że można poczuć się wielkim Na późniejszym etapie liczy się piękno wypowiedzi, a na zaawansowanym poziomie stworzenie pracy pisemnej, czy przeczytanie książki.   Po trzecie należy zanurzyć się w języku. Słuchać go. Czytać w nim. Próbować rozmawiać. Koniecznie trzeba mówić samemu do siebie proste zdania związane z wydarzeniami dnia codziennego np. I met my boss today. She is real (plaża). Można powtarzać frazy z filmu lub gazety. Bardzo dobrym sposobem zapamiętywania nowych treści przeglądanie stron z informacjami zgodnymi z zainteresowaniami. Nawet jeśli nie się nie rozumie to warto, gdyż wiedza językowa lubi przychodzić do nieświadomych ludzi. Uczysz się także wtedy gdy myślisz, że nic się nie nauczyłeś. Czasami z godzinnej audycji zostaje w głowie jedno zapamiętane słowo, ale – w ogólnym rozrachunku to i tak bardzo dużo. Bardzo wiele można nauczyć się z opisów aukcji na Ebay.com. Opisy są krótkie, proste i zawierają wiele ważnych słowek. Z prostych zdań łatwiej zrozumieć gramatykę, dlatego prócz ogłoszeń sklepów warto czytać i oglądać reklamy. Po czwarte, aby się nauczyć warto uczyć innych. To znakomita metoda, gdyż każdy nauczyciel podświadomie stara się przekazywać wiedzę jak najdokładniej.  Ucząc grupę ludzi, którzy chcą się uczyć np. uczestników tego samego kursu samemu przyswaja się wiedzę szybciej. Jeśli popełnia się przy takich próbach błędy, nie trzeba się przejmować. Ważniejszy jest kontakt z rozmówcą/uczniem niż poprawność. Po piąte dobrze jest uczyć się języka obcego w drugim języku obcym. Na przykład łatwo uczyć się angielskiego znając niemiecki. Są to podobne języki, a poza tym nasi zachodni sąsiedzi przygotowali solidne strony dostępne za darmo. Ja lubię tę: http://www.ego4u.de/de/cram-up/grammar/

Nowoczesna technologia w nauce języka

Zawsze uważałem, że trzeba korzystać ze wszystkiego co ma się pod ręką, aby osiągnąć cel. Problem w tym, że wielu ludzi nie wie jaki dostęp do dobrych pomocy językowych ma na co dzień i to za darmo lub w bardzo niskiej cenie. Oto wybrane przeze mnie rozwiązania.
  • Zagraj w grę po angielsku, nawet gdy nie wszystko rozumiesz. Pamiętaj, że zawsze jest pod ręką słownik. Siedź przy gierce ze słownikiem w komórce.
  • Dla początkujących są liczne kursy zarówno w wersji www jak i smartfonowwych aplikacji. Najpopularniejsze to DuoLingo i Busuu. Niewiele z nich się można nauczyć, ale pomagają. Szczególnie na początku
  • Używaj wtyczek pokazujących teksty piosenek na Spotify, Wimpie, Deezerze i In. Po przetłumaczeniu ze słownikiem kilkudziesięciu piosenek będziesz lepszy (Z piosenek nie warto uczyć się gramatyki).
  • Na Spotify jest wtyczka LearnLanguages, która zawiera bardzo wiele darmowych materiałów do nauki języka. Warto kupić na pół roku Spotify tylko dla tej wtyczki. Spotify ma też sporo klasycznych audiobooków. Po co wydawać kupę forsy na angielskiego Moby Dicka, gdy tam jest za darmo?
  • Słuchaj radia przez www i aplikacje TuneUP na androidzie. Szukaj podcastów (nagranych audycji radiowych). Bardzo ciekawym podcastem jest NightVale. Straszne i śmieszne opowiadania po angielsku.
  • Włącz oryginalną ścieżkę dźwiękową w dekoderze, żeby sobie ułatwić można od czasu do czasu włączyć napisy, ale czytanie odwraca uwagę od słów, więc lepiej nie przyzwyczajaj się do napisów.
  • W wielu filmach na Youtube są napisy w kilku językach. Włączaj je, gdy oglądasz filmy.
  • Zainstaluj słownik i fiszki na komórce. Gramatyka jest na komórce raczej kiepska. Mimo wielu prób nie znalazłem porządnej aplikacji w Google play. Bardzo dobre fiszki za darmo zawiera program EasyLearn. Dobry słownik offline to ColorDict (35zł), Ja używam słownika PONS, gdyż jest szybki dobry, i za darmo.
  • Zainstaluj Quizy na komórce. Najlepiej QuizUp. Jest to emocjonujący program i wiele można się z niego nauczyć.
  • Zarejestruj się w językowych serwisach społecznościowych tj. PenPal, Deutsche Welle, Wayn. Jeśli jesteś dwudziestokilkuletnią dziewczyną, bez problemu znajdziesz partnera językowego. Jeśli masz koło czterdziestki, jesteś łysy i bolą cię stawy w kolanach, partnera do nauki znaleźć będzie trudno. Przez maila nie widać łysiny ani brzuszka, ale język i kultura są rozpoznawalne. Nikt nie chce rozmawiać z facetem i to w dodatku podstarzałym. Trzeba jednak próbować. Może się mylę.
  • Nie bój się pisać na forach i facebooku. Powiedzą, że nic nie umiesz, ale i tak pisz posty. Pisząc coś np. na forum uważaj na poprawność i gramatykę. Ma ona większe znaczenie niż w szkole. Za najdrobniejszy błąd dostaje się bluzgi. Wyzwą cię Norwedzy. Skandynawowie mają bzika na punkcie angielskiego języka.
  •  Jeśli ktoś jest odporny na wyzwiska może używać komunikatora na komórkę. Większość z nich jest za darmo. Wystarczy dostęp do internetu . Polecam Viber i WhatsUP. Zasady te same jak w punkcie opisującym Facebooka. Dziewczyny znajdą partnerów prawie natychmiast. Facetom jest ciężko. Kobieta poznająca ludzi na facebooku to miła i otwarta osoba – mężczyzna to zwykły zbok.
  • Nie używaj Google Translator. To dobre urządzenie do tłumaczenia treści, ale fatalne jako pomoc w nauce języka.
  • Jeśli masz trochę kasy poszukaj korepetycji przez skype. Najlepiej robić to na oferia.pl lub ngo.pl. Nigdy nie szukaj pomocy w Google. Nauczyciele którzy mają strony są drodzy. Na ngo można znaleźć spokojnie nauczyciela angielskiego za 15zł za 45 min. Niemiecki jest droższy. Pewnie przez przymiotniki.

piątek, 21 marca 2014

Opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi jako praca.

Obserwując doniesienia z protestu rodziców dzieci niepełnosprawnych, poczułem potrzebę napisania tego teksu. Jestem osobą niepełnosprawną. Niestety muszę się godzić z tym, że moje codzienne życie zależy od innych ludzi. Opieka nade mną jest dotkliwą niedogodnością jaka spotkała moich opiekunów już w momencie gdy się urodziłem, a najgorsze w tym jest to, że moje potrzeby i życie nie zmienia się nadto mimo upływu lat.


Biologia zaprogramowała ludzi tak by dbać o potomstwo do ukończenia przez nie 21 roku życia (niektóre źródła mówią o 16). W niektórych przypadkach niepełnosprawność nie jako stan zmienia się mimo 40 czy 50 lat. Chory ma potrzeby niemowlęcia. Wymaga stałej uwagi i przez to jest balastem dla wielu ludzi. Czy zapłata najbliższym powinna być najlepszą rekompensatą utraconego czasu i możliwości opiekunów?


Nie jestem w stanie wyrazić jednoznacznej opinii na ten temat. Ufam, że czytający ten artykuł podzielą się ze mną przemyśleniami, gdyż sprawa jest myślę bardziej złożona niż się wydaje. Z jednej strony mocno trzymam kciuki za to żeby rodzice wywalczyli jakieś pieniądze, z drugiej znaczyło by to, że zadania jakie wykonują rodzice można przeliczyć na pieniądze. Czas, miłość smutek i radość dnia codziennego zamykają się tu w kwocie średniej krajowej netto.

Skoro opieka jest pracą na 24 godziny, rok ma mniej więcej 8760 godzin, średnia krajowa wynosi 3834,17 zł miesięcznie. Przy założeniu że rodzice otrzymają taką płacę, zapłata za godzinę ich ciężkiej pracy z dzieckiem niepełnosprawnym wyniesie 0,45 groszy. To zdecydowanie najgorzej opłacana praca w Polsce. W dodatku stresującą i niejednokrotnie wymagająca wysiłku fizycznego. Za taką kwotę na godzinę nikt palcem nie kiwnie przy jakimkolwiek chorym. I tu leży problem.


Jestem głęboko przekonany, że opiekunowie osób niepełnosprawnych powinni otrzymać nie tyleż wsparcie materialne co mhm strukturalne i społeczne. Zwykle jest tak, że opiekunowie zostają z problemem zupełnie sami. Nikt nie pomaga zająć się chorym np. w sytuacji gdy opiekunowie chcieliby wyjechać na wakacje lub zwyczajnie chcieliby od niego odpocząć. Mało ma odwagę zostać sam na sam z niepełnosprawnym (jeszcze by trzeba było mu pomóc a wtedy klops. Zażenowanie. Przebywanie w pobliży poważnej choroby jest przeżyciem nieprzyjemnym i tylko naprawdę odporni ludzie mogą to robić bez stresu. Każda usługa związana z leczeniem czy rehabilitacją jest niebotycznie droga. Prawda jest niestety taka, że poza rodziną nikt nie chce widzieć niepełnosprawnego w swoim otoczeniu. Z opiekunem i owszem, ale samego chorego ulokować trudno.


Dobrze byłoby, gdyby najbliżej otoczenie czuło się współodpowiedzialne za chorego. Jeden człowiek przyniósłby kanapkę, drugi posiedział i pobawił się z dzieckiem, trzeci umył je czy przebrał. Każdy może pomóc, tylko większość nie ma odwagi tego zrobić. Nie wtrącamy się przecież w cudze sprawy, bo wszyscy mamy własne problemy. Nie dociera do większości, że godzina czy dwie z chorym człowiekiem to naprawdę niewielka czasu w miesiącu. Wystarczy wykazać odrobinę dobrej woli, a zyskają na tym wszyscy.
Marcin Paweł Panek
www.scriptio.pl 

Zdjęcia pochodzą z portalu Photopin.com
photo credit: greekadman via photopin cc

poniedziałek, 17 marca 2014

Pisanie biografii


Dlaczego warto napisać biografię?


Każda biografia to zbiór wspomnień. W każdym przypadku jest to jedynie wycinek życia osoby, której dotyczy. Wycinek ten stanowi skompresowaną zawartość niekiedy całego życia. Chcąc napisać biografię warto odpowiedzieć sobie na pytanie: Czym życie to różniło się od innych i co stanowi o jego wyjątkowości? Czasem motyw przewodni nasuwa się sam, tak jak w przypadku biografii Danuty Wałęsowej czy Zlatana Ibrachimowicza. Tytuł książki: „ Ja Zlatan” opowiada niejako całą jej historię. Zawiera w sobie kwintesencję tego, co autor chciał przekazać na kolejnych stronach. Prawie wszyscy wiedzą, że Zlatan Ibrachimowicz jest słynnym piłkarzem i to, jak do tego doszedł interesuje wielu ludzi.

W innym przypadku głównym tematem o samym sobie może stać się jedynie krótkie wydarzenie, które ukształtowało całe życie danej osoby np. „Byłem więźniem gułagu” lub „Byłam kochanką Hitlera”. Tło wydarzeń zawartych w tego typu książkach jest o wiele ważniejsze, niż pewne fakty, przedstawione w ściśle naukowy sposób. Autor opisując jakieś ważne, traumatyczne wydarzenia nie stara się zachować prawdy historycznej, lecz subiektywnie opowiedzieć wydarzenia, których był świadkiem, bądź w których uczestniczył.

Kolejną przesłanką, by napisać biografię, jest to, by w sposób ścisły i naukowy przedstawić wydarzenia i fakty. Tego typu prace mają na celu odseparowanie się niejako od kwestii uczuć i poglądów na daną sprawę. Są najczęściej zestawieniem suchych faktów na temat danej osoby i choć tego typu prace najczęściej nie są tak dobrze rozpoznawalne, jak dwa wspomniane wcześniej typy biografii, mogą stanowić podstawę do rozważań na temat opisania własnych dziejów lub dziejów swojej rodziny.

Jak zacząć pisanie biografii?


Rozpoczęcie pisania czegokolwiek stanowi niezwykłe wyzwanie. Najczęściej istnieją problemy ze znalezieniem tematu i dobraniem spójnej konwencji, która pozwoliłaby dobrze zilustrować to, co chce się przekazać. Jeśli w życiu osoby, która chce napisać własną biografię wydarzyło się coś wyjątkowego, warto przedstawić to jako punkt wyjścia od opisania historii swojego życia, rodziny czy otoczenia np. jeżeli ktoś przebiegł dwanaście maratonów, nie musi szukać dodatkowych treści, by uzyskać spójną formę swojej wypowiedzi. Przebiegnięte maratony ukształtowały psychikę człowieka na tyle, że może zacząć właśnie od nich opowiadać swoją jedyną, niepowtarzalną historię.

Następnym sposobem rozpoczęcia pisania udanej biografii jest wybranie jakiegoś szczególnego miejsca, bądź osoby, która jest nam bliska. Często takimi miejscami, które są bliskie autorom bywają domy rodzinne, w których spędzili dzieciństwo. Dla przykładu – można napisać, iż nie ma biografii Adama Mickiewicza, bez wspominania Nowogródka, lub Fryderyka Szopena bez Żelazowej Woli. Samo opowiadanie o miejscach lub rzeczach z przeszłości ma wyjątkową wartość, nawet wtedy, gdy nie jest poparte materiałami archiwalnymi. Wspomnienia czasów dzieciństwa i opisywanie miejsc lub przedmiotów z nimi związanych stanowić powinno integralną część każdej pracy o samym sobie. Nie muszę chyba wspominać, że przedmioty lub miejsca z dzieciństwa wywierają olbrzymi wpływ na to, kim można się stać w przyszłości.

Tworzenie planu biografii


Nie da się napisać dobrej książki bez przemyślenia jej zawartości od początku do końca. Najlepiej uczynić to, tworząc zarys tematów, które będzie zawierać nasza praca. Dzięki programom komputerowym można ten plan zmieniać i dopasowywać do nowych pomysłów w Wordzie czy innych edytorach tekstów. Istnieje wiele programów komputerowych ułatwiających planowanie. Polecam technikę map myśli oraz jej darmowy komputerowy edytor Edraw Mind Map
Łatwo jest przecież zmieniać i przestawiać różne punkty, bądź zbiory podpunktów. Niezwykle istotne jest, aby jak najwięcej takich podpunktów stworzyć. Bez programu także ta metoda działa.


Przed przystąpieniem do pisania planu dobrze jest zebrać choćby cząstkowe materiały na temat tego, o czym chce się pisać. Materiały, wbrew pozorom są porozrzucane niemal w każdej części domu, czy innego opisywanego miejsca. Wszyscy posiadają przecież jakieś stare przedmioty, zdjęcia, bądź dokumenty, które same w sobie stanowią pewną odrębną i ciekawą historię. Na dobrą sprawę, odwiedzając strych ze starociami, można napisać tuzin książek o sobie, lub członkach swojej rodziny.

Ważne jest wiedzieć, że tak naprawdę wszystko jest materiałem, z którego powinno się skorzystać, by lepiej opisać to, co się wydarzyło. Inspiracją może okazać się rozmowa z wujem lub znajomym sprzed lat. Zabawka znaleziona w starociach też może być doskonałym elementem tego, co chce się opisać. Szukając treści, nie można pominąć niczego, lecz kluczową rolę wśród materiałów posuwających pracę do przodu stanowią oczywiście zdjęcia i dokumenty.

Zdjęcia- jak powiedział jeden z rosyjskich pionierów fotografii, to Fo­tog­ra­fia- ułamek se­kun­dy , który może trwać wiecznie.  . Każde z nich to fragment życiorysu. W połączeniu z innymi materiałami mogą one ujawnić dodatkowe wspomnienia, które wzbogacą i urozmaicą każdą opowieść. Szczególnie ważne są tu zdjęcia, które przedstawiają autora biografii w kluczowych momentach jego życia. Natrafiwszy w albumie na zdjęcie ze ślubu, chrztu czy narodzin dziecka, można automatycznie przypomnieć sobie okoliczności, jakie towarzyszyły tym doniosłym chwilom.

Taką samą wartość mają też dokumenty. Trudno znaleźć coś bardziej wzruszającego, niż akt ślubu, odkryty przypadkowo pięćdziesiąt lat później. Z doświadczenia wiem, że każdy- bądź prawie każdy- posiada gdzieś w miejscu zamieszkania dokumenty, które wiążą się z jakąś niezwykłą opowieścią. Sam np. znalazłem dowód odbioru pierwszego komputera, który sygnowałem własnym podpisem. Było to tuż po moich szesnastych urodzinach, więc złożenie podpisu w takim momencie stanowiło niezapomniane przeżycie.

Dobór materiałów


Po wybraniu głównej idei biografii i sporządzeniu szczegółowego planu, zawsze przychodzi moment na zbieranie materiałów do jej napisania. Jak wspomniałem wcześniej, rzeczy odnalezione przypadkowo mogą stać się niezastąpionym źródłem inspiracji, lecz to starannie wyselekcjonowane treści powinny być podstawą głównej części pracy. Selekcja materiałów, które należy przyjąć lub odrzucić stanowi nie lada wyzwanie.

Pierwszą przeszkodą, jaką napotyka się w tym zakresie jest ilość zgromadzonych danych. Jeśli uważnie przeczytałeś powyższy tekst, prawdopodobnie będziesz w stanie znaleźć mnóstwo rzeczy, które są ważne dla przedstawienia myśli i poglądów. Niektóre z nich są bardzo wartościowe, inne – dodadzą jedynie kolorytu, bądź szczypty emocji do głównej części pracy. Podstawowym błędem dla każdego piszącego biografię jest to, że chce zamieścić w niej jak najwięcej i najbardziej szczegółowo opisywać wydarzenia, fakty, bądź wspomnienia. Z przyczyn technicznych jest to niemożliwe, gdyż nie można opisać całego życia, wszystkich przedmiotów, krewnych, miejsc i zdarzeń. Chcąc nie chcąc, trzeba wybrać to, co najlepiej oddaje główny temat, bądź założenie pracy.

Wybór materiałów jest także trudny z innego powodu. Niektóre z posiadanych dokumentów, bądź faktów mogą urazić kogoś bliskiego lub znajomego. Nie można – a raczej nie powinno się spisywać wszystkiego, co uda się odnaleźć w źródłach, bądź własnych wspomnieniach, chyba, że chce się naprawdę kogoś zaniepokoić. Często przypadki źle dobranych materiałów kończą się procesami sądowymi, bądź nieporozumieniami w rodzinie. Wystarczy tu choćby wspomnieć kontrowersje, jakie powstały wokół biografii Wioletty Willas czy Ryszarda Kapuścińskiego. Autor opisujący sławnego podróżnika i wielką osobowość medialną, ukazał go w negatywnym świetle, co w dużym stopniu zburzyło wizerunek osoby lubianej i szanowanej. Uważam, że starannie powinno się wyrażać swoje sądy na piśmie. Nie powinno się pisać na przykład, że kuzyn był pijakiem lub tłukł bezkarnie żonę przez wiele lat, jeżeli wie się, że owa kobieta godziła się niejako z tą sytuacją i ów kuzyn, dla niej mąż, nie był w jej oczach potworem, tylko wspaniałym i wyrozumiałym człowiekiem o nieco trudnym charakterze. Nasze materiały będą zawsze analizowane przez ludzi, którzy znają opisywane historie z własnej perspektywy i wielokrotnie mają inne poglądy na zebrane dane.

Metodyka pracy


Każdy człowiek posiada inny zasób słownictwa, a co za tym idzie sposób wyrażania własnych myśli i opinii. Jedni, przy pracy nad tak skomplikowanym dokumentem, jakim jest biografia wolą ustnie opowiadać historię, komuś, kto spisuje fakty; inni zaś opierają się wyłącznie na tym, co zapiszą w notatkach lub mają zanotowane w dokumentach. Niezależnie od tego, jaki sposób pisania wybierze się, warto być konsekwentnym. Niekonsekwentne metody działania stwarzają chaos i zniechęcają do pracy. Jednym z podstawowych błędów jest umieszczenie własnych notatek na kilku różnych rodzajach nośników, takich jak: komórka, notatki na papierze czy zapiski w dokumentach Worda. Tego typu styl pracy sprawia, iż treść jednych materiałów źródłowych pokrywa się bardzo często z treścią innych materiałów źródłowych, stworzonych w trakcie pracy.

Najlepszym sposobem jest wybranie najbardziej odpowiadającej nam metody, która umożliwi zapamiętanie lub przekazanie jak największej ilości istotnych informacji. Na początku może wydawać się to trudne, lecz warto poeksperymentować, by dobrać sobie własny styl pracy, pamiętając, iż nie tylko świadczą o nim materiały, które tworzymy ale także sposób, w jaki je tworzymy.

Warto zbudować sobie jak najbardziej szczegółowy plan zajęć nad naszą biografią , podobnie jak w szkole- podstawowej, czy też średniej- podzielić czas na różne zadania, związane z tego typu pracą. Można np. ustalić, że w poniedziałek poszukujemy dodatkowych materiałów, we wtorek przeprowadzamy wywiady z najbliższymi, zaś trzy pozostałe dni poświęcamy na samo pisanie i poprawianie tego, co napisano już wcześniej.

Z mojego doświadczenia wynika, iż bardzo dobrą metodą jest nagrywanie historii na dyktafon, po czym sprawdzenie tego, co się nagrało po kilku tygodniach, aby dodać brakujące fakty czy wydarzenia. Nagrywając materiał nie można starać się, aby mówić tylko to, co jest niezbędne do napisania książki. Rejestrując własne wypowiedzi nie trzeba traktować tego tak, jakby się pisało książkę. Pisanie i mówienie to dwie zupełnie różne sprawy. Dobrze jest wiedzieć, że wypowiedź ma jedynie pomóc w stworzeniu wartościowego tekstu a nie być samym tekstem. Dyktując coś maszynie lub drugiej osobie nie należy starać się o zachowanie właściwej składni, czy nawet chronologii faktu, powinno to raczej przypominać opowiadanie dla grona najbliższych znajomych. Dlatego niektórzy pisarze używając dyktafonu, bądź komórki mówią do lustra lub do zdjęcia jakiejś osoby.

Pisząc biografię można rozważyć wciągnięcie w ten proces innych ludzi, najlepiej takich, którym na tym zależy. Niektóre książki przypominają rozmowę z najbliższą rodziną, w której każdy dodaje coś od siebie. Do plusów tego typu metody należy zróżnicowanie poglądów na temat zaistniałych faktów, bądź wydarzeń. Każdy bowiem widzi świat na swój indywidualny sposób, co dodaje kolorytu i dodatkowej wartości niejednej opowieści. Jest to też największy minus tej metody. Niektórzy chcą, by w ich biografii był bardzo indywidualny pogląd na to, co się wydarzyło i nie za bardzo czują potrzebę oceny, czy dialogu na temat własnych uczuć, czy emocji.

Biografia, niezależnie od wybranej metody powinna być jak najbardziej spójna i zgodna z początkowymi założeniami. Nie warto próbować czegoś innego w środku, lub pod koniec pracy, gdyż może to zburzyć indywidualność przekazu.

Motywacja do pracy.


Pisałem w życiu wiele biografii. Zdaję sobie sprawę, że największym problemem stającym na drodze przyszłego autora jest brak dostatecznej determinacji do skończenia pracy, mniej więcej w środku książki. Większość ludzi zachowuje się w tej materii jak małe dzieci, które zaczynają coś z wielką ochotą i werwą, a gdy dochodzą do połowy pracy, emanują niechęcią. Tylko nieliczni są w stanie skończyć swoją pracę, gdyż na każdym jej etapie mogą pojawić się czynniki blokujące dalsze postępy. Wśród nich można wyróżnić: brak materiałów, niedostateczną ilość czasu, problemy z chronologią zdarzeń, sprzeczne opinie na temat tego samego zdarzenia.

Brak materiałów jest chyba najczęstszą przyczyną rezygnacji z tak wspaniałego przedsięwzięcia, jak napisanie biografii. Niestety bywa tak, że po jakimś czasie przepisywania, notowania, bądź dyktowania stwierdza się, że zabrakło już ciekawych faktów do przekazania. Sytuacja ta jest podobna do dwóch koleżanek, które mówią, że mają sobie wiele do opowiedzenia a tak naprawdę chcą przekazać jedynie to, że w okolicy jest jakieś ważne wydarzenie artystyczne. Pisałem już wcześniej, że zanim przystąpi się do właściwego pisania, warto skompletować posiadaną wiedzę i materiały źródłowe. Siadanie do pracy wyłącznie z entuzjazmem nie ma większego sensu, gdyż entuzjazm, podobnie jak paliwo w samochodzie szybko się wyczerpuje a nie ma nic dodatkowego, co mogłoby go przywrócić. Myśląc o biografii należy rozważyć wiele kwestii. Badania archiwalne, wywiady czy zdjęcia – to tylko nieliczne z wielu impulsów, które mogą zachęcać do dalszych starań.

Pisanie często traktuje się jako formę rozrywki, którą wykonuje się w czasie wolnym. Dopiero po kilku dniach, albo tygodniach odkryć można, że jest to tak naprawdę bardzo trudna i odpowiedzialna praca. Złożenie pierwszego zdania i dołożenie setek kolejnych zajmuje mnóstwo czasu, który jak wiadomo można zagospodarować zupełnie inaczej. Wbrew pozorom tego typu zadanie wymaga nie godzin, ale miesięcy a w niektórych przypadkach lat. Mylą się ci, którzy twierdzą, że potrafią napisać wartościową książkę w jeden tydzień czy miesiąc. Słowo „jeden” nie pasuje zresztą zbyt dobrze do pisania, gdyż czasami nawet jeden rok codziennej pracy może nie wystarczyć do tego, by ukończyć dzieło. Pisanie to naprawdę ciężka praca, więc trzeba dokładnie zaplanować czas jemu poświęcony.

Mając wiele materiału oraz pomysły na jeszcze więcej nowych treści, napotkać można poważny problem polegający na nakładaniu się pewnych wydarzeń lub złym umiejscowieniu ich w czasie. Często zdarza się na przykład, że niewprawiony autor opisuje daną osobę, jej charakter, wygląd i upodobania jeszcze przed jej narodzinami. O ile nie w każdej biografii są ważne daty, o tyle pewne istotne fakty powinny zachować swój czas i miejsce. Ojciec np. nie może urodzić się przed synem. Istotną sprawą jest tu także zachowanie spójnego obrazu pewnych ludzi, miejsc czy wydarzeń. Nie można nawet w amatorskim opracowaniu pisać na początku, że wujek Stefan był niesympatycznym chuderlakiem a na końcu, że był przyjemnym grubaskiem. Mimo, że ludzie się zmieniają, to nie aż tak bardzo. Jeżeli opisuje się np. że w latach 50-tych przed domem rosła lipa należy zostawić ją, nawet gdy w innych źródłach jest napisane, że była to brzoza. Podstawy logiki mają niezwykłe znaczenie, gdyż w jednym miejscu w tym samym czasie nie mogły rosnąć zarówno lipa, jak i brzoza.

Staropolskie przysłowie mówi, że gdzie jest trzech Polaków, tam są i cztery zdania. Pisarz nie może sobie pozwolić na wątpliwości i musi w końcu podjąć decyzję, jaką informację przyjąć a jaką odrzucić. Czasami chcąc spodobać się wszystkim, opisuje się fakty w taki sposób, by każdy zainteresowany mógł znaleźć w nich to, czego oczekuje. W niektórych sytuacjach tego typu zachowanie jest wymuszone przez najbliższych i otoczenie. Trzeba starać się zachować obiektywność, lecz to zdanie autora powinno być najważniejsze. Nie jest istotne, czy naprawdę przed domem rosła lipa czy brzoza ( oczywiście można to pewnie jakoś sprawdzić) lecz jeżeli autor uważa, że stała tam brzoza z całą pewnością ma on rację. Autor biografii jest najważniejszy i nawet, jeżeli nie ma racji, czy myli się co do podstawowych faktów, biografia nie traci na wartości, gdyż zawsze przedstawia indywidualną i niepowtarzalną wizję człowieka w otaczającym go świecie.

Chętnie pomogę w napisaniu biografii.

Marcin Paweł Panek
www.scriptio.pl 

Zdjęcia pochodzą z portalu Photopin.com
photo credit: greekadman via photopin cc

sobota, 15 marca 2014

NLP a język sprzedawcy.

Dzisiaj zajmiemy się jednym z najbardziej tajemniczych zjawisk we wszechświecie. Postaram się przedstawić, jak bardzo złożonym i osobliwym tworem jest nasz język.  Poniższy tekst zawiera elementy klasycznej psychologii,ale w większości są to zasady określone przez tzw NLP czyli programowanie neurolingwistyczne. Wbrew niektórym opisom nie jest to najskuteczniejsza metoda manipulacji, ma poza tym dość wątłe podstawy naukowe, lecz każdy sprzedawca powinien się z nią zapoznać.

Mowa jest bezsprzecznie jednym z najbardziej badanych i opisywanych zjawisk psychologii oraz innych nauk ścisłych. Mimo wszystko nie wiadomo skąd pochodzi i kiedy powstała. Są wśród naukowców ludzie twierdzący, iż wykształciła się w drodze ewolucji, są zaś i tacy, którzy twierdzą, że jest darem od Boga i powstała z niczego, jako funkcja naszego organizmu. Faktem jest, iż żadne inne zwierzę nie potrafi powiedzieć sensownie choćby jednego zdania i żadne badania nie wskazują na to, iż można go tego nauczyć. W tym miejscu warto wspomnieć o znanej wszystkim papudze, która wydaje dźwięki ale mimo to nie jest w stanie powiedzieć niczego. Powtarza znane sobie wyrazy jak taśma lub płyta CD odtwarzana w kółko. Nie potrafi, gdyż powiedzieć to to samo co wyrazić znaczenie.

Znaki i symbole w języku sprzedawcy.

W przeciwieństwie do papugi zatem, podstawą działalności sprzedawcy jest wiedzieć to, co mówi. Ażeby to wiedzieć trzeba uzmysłowić sobie, że język składa się ze znaków i symboli. Każdy z nas potrafi przypisywać bowiem wiele znaczeń do jednego symbolu. Znaczenia te zależą od tego, gdzie się wychowaliśmy i w jakiej kulturze żyjemy ale także od tego, jakie mamy preferencje, zdolności i predyspozycje do posługiwania się językiem. Niektórzy z nas na prostą rzecz potrafią znaleźć sto określeń, inni zaś używają jednego określenia do stu rzeczy. Prosty znak czyli słowo „bateria” dla sprzedawcy elektroniki jest małym pojemnikiem energii, dla hydraulika częścią kranu dla generała zaś grupą armat.

W sklepie z artykułami AGD, RTV ma to ogromne znaczenie. Każdy bowiem przedmiot może posiadać różne znaki i ich symbole. Klientka, która chciałaby kupić odtwarzacz MP3 może powiedzieć : „Chciałabym kupić najnowszy player formatu MP4”, może też stwierdzić, iż chciałaby kupić „małe, grające pudełko dla syna z takim święcącym ekranikiem. Owo „małe grające pudełko” jest w tym wypadku symbolem odtwarzacza MP4. Sam znak MP4 kryje za sobą standard kompresji obrazu.

Język posiada też nieskończone funkcje kodowania i odkodowywania symboli i znaczeń. Zdarzyć się może ktoś, kto nazwie swój odkurzacz „starym wyjcem” a telewizor „ kłamliwą szafą”. Pierwszą umiejętnością sprzedawcy jest zatem nauczenie się jak najwięcej z możliwych określeń na wszystkie urządzenia, które sprzedaje. Język elektroniki jest bowiem tak zróżnicowany i bogaty, że chyba nie ma na świecie człowieka, który użyje go we właściwy sposób.

Nie, ale, i...

Nasza mowa zawiera jednak pewne pułapki, które stanowią domenę najnowszych badań naukowych, skupionych pod nazwą neurolingwistyki. Znaczenie niektórych słów można w taki sposób modyfikować, by oddziaływały na psychikę klienta w sposób podświadomy i niezauważalny dla jego zmysłów. Takim bardzo uproszczonym przykładem może być zdanie: „ Skup się i spróbuj nie myśleć o nowym 32-calowym telewizorze LCD z funkcją podświetlania ściany ambilight”. Jak domyślam się, po przeczytaniu uważnie powyższego, mimo wszelkich prób, będziesz myślał o tym właśnie telewizorze. Umysł nieświadomy bowiem nie zna znaczenia słowa „nie”, dlatego mało skuteczne jest powiedzenie „nie rób tego”, „więcej nie będę”, „ nie mogę”. Wszystkie te „nie” można pominąć, gdyż są one dla naszego umysłu zupełnie nieprzydatne.

Wykorzystując czarodziejskie słowo „nie” w sprzedaży, możemy powiedzieć: „Nie musi pan tego zamawiać dzisiaj, może pan to zamówić jutro.” lub „Nie trzeba podejmować pochopnych decyzji. Warto się czasem zastanowić” „Nie zawsze warto wybierać droższy towar.” i tym podobne zwroty.

W powyższym zdaniu (o telewizorze) użyłem prócz „nie” też magicznego słowa „spróbuj”. Słowo to jest bardzo chytre i podstępne. Nie daje nam bowiem możliwości wykonania jakiejś czynności. Gdy ktoś mówi: „ Spróbuj to zrobić” oznacza to tyle samo, co „ próbuj sobie, próbuj a i tak ci się nie uda”. Wbrew pozorom jest to fakt oczywisty. Rozważmy zatem dwa zdania: „Zamknij oczy i spróbuj wyobrazić sobie, jak uruchamiasz najnowszą pralkę” oraz „ Wyobraź sobie, jak uruchamiasz najnowszą pralkę”. W pierwszym przykładzie sugerujemy wyraźnie, żeby męczyć się i męczyć nad uruchomieniem pralki, w drugim zaś po prostu uruchamiamy pralkę. „ Spróbuj” – możemy wykorzystać na wiele sposobów. Na przykład, stwierdzając, żeby ktoś spróbował porównać naszą ofertę z innymi lub spróbował znaleźć coś lepszego, niż widzi przed sobą. Na pewno większości z nas nie zechce się tego robić.

Prócz „nie”i „spróbuj” neurolingwistyka wyróżnia jeszcze dwa takie słowa, które wpływają na nasze poglądy. Jednym z najczęściej używanych i nieświadomie stosowanych jest właśnie „i”. „I” szereguje nasze działania. To, co jest po „i” jest zawsze ważniejsze, od tego, co jest przed „i”np. „Może pan przeglądać tą umowę i jednocześnie zastanawiać się nad zakupem telewizora”, „ Możesz odrabiać pracę domową i robić coś dla mnie”.

Najmocniejsze ze sprytnych słów, według mnie jest jednak „ale”. „Ale” działa podobnie do „i”, z tym, że kasuje, (wymazuje) pierwszy człon zdania. Korzystając z „ale” musimy pamiętać, iż to, co powiemy przed „ale” nie ma praktycznie żadnego znaczenia, np. „Ma pan piękną żonę ale uważam, że jej zęby są w fatalnym stanie”, „może pan sprawdzać inne oferty ale i tak nie znajdzie pan lepszej od naszej”, „inne firmy być może oferują ten sam produkt w takiej samej cenie ale to u nas jest najlepszy serwis i gwarancja”.

Presupozycje

Kolejną ukrytą funkcją języka są presupozycje. Presupozycje to słowa, znaczenia ukryte w innych słowach, które muszą być domyślnie uznane, aby zdanie było logiczne. Na przykład w zdaniu: „Pani Małgosia kupuje lokówkę” występują następujące presupozycje: Jakaś pani Małgosia istnieje, ma potrzebę zakupu lokówki, jest na tyle sprawna i zdeterminowana, żeby to potrzebę zaspokoić… itp. Presupozycja jest jedną z najtrudniejszych technik do wykorzystania, ale jednocześnie jedną z najbardziej skutecznych. Pozwala ona bowiem na nieograniczone możliwości manipulowania świadomym i nieświadomym zachowaniem. Sprzedawca używając tej techniki może skierować uwagę klienta na dany towar lub usługę bez podejrzeń o manipulację.

Mówiąc, np.: „podpiszemy tą umowę u mnie, czy u pana?”, sugerujemy, iż umowa zostanie podpisana. Sugerujemy też, że będzie podpisana w najbliższym terminie, gdyż nie można oddalać w czasie czegoś, na co zgadzają się obydwie strony. W zdaniu: „Gdzie pan postawi tę lodówkę w swojej kuchni?” przekazujemy, iż klient zakupi lodówkę, postawi ją w kuchni i będzie z tego zadowolony.

Głębokość presupozycji jest sprawą niezwykle istotną. Im bardziej jest ona ukryta w zdaniu, tym bardziej może wpłynąć na decyzje klienta, np. mówiąc, iż „do zmywarki X pasują tabletki czyszczące Y” nie pozostawiamy nieświadomemu niczego klientowi większego wyboru. Nieświadomość właśnie jest kluczem do sprawnego i skutecznego wykorzystania perswazji językowej w zakresie sprzedaży oraz w życiu codziennym.

Aby wzmocnić presupozycje, możemy, ale nie musimy używać przymiotników. Jak pamiętamy – przymiotnik służy do określenia cech przedmiotu, rzeczy czy osoby. Cecha jest zawsze określona. Nigdy nie można przedstawić jej neutralnie, gdyż nasz mózg nie potrafi znajdywać znaczeń neutralnych. Nic, co poznał nie jest mu obojętne. Pytając : „Czy podoba się panu odkurzacz duży czy mały? Zielony czy czerwony?” sugerujemy, że podoba się mu jakiś model odkurzacza, czyli wykonujemy za mózg klienta część pracy, gdyż w przeciwnym wypadku musiałby on zdecydować, czy któryś z modeli podoba mu się, czy też nie.

Mimo tak krótkiego i ogólnego przedstawienia, należy stwierdzić jeszcze, iż żadnej z powyższych metod perswazji nie można używać bez uprzedniego, głębszego zapoznania się z tematem. Metody te bowiem mogą oddziaływać przeciwstawnie do zaprezentowanych tutaj oczekiwań. Są rodzajem słownej hipnozy a każda hipnoza niesie ze sobą pewne skutki uboczne, chociażby takie, jak niezadowolenie klienta, gdy spostrzeże, że namówiony przez nas kupił towar, którego wcale zakupić nie pragnął. Tak użyta technika perswazji przestaje być skuteczna, gdyż odstrasza klienta od ponownej wizyty w naszym sklepie. Ludzie nie lubią bowiem, gdy się na nich wpływa.

Marcin Paweł Panek
www.scriptio.pl 

Zdjęcia pochodzą z portalu Photopin.com
photo credit: greekadman via photopin cc